29 grudnia 2010

Diss historyczny cz. I: Krwawa przeszłość Kościoła Katolickiego?

Jak śmiesz się wypowiadać ty, który jesteś spadkobiercą fanatycznych morderców? 
– zapytał mnie pewnego razu jeden ateista, czyniąc wyraźną aluzję do przeszłości Kościoła Katolickiego.
Nasunęło mi się wtedy jedno pytanie. Czy współczesny naród niemiecki wciąż oskarżamy o konsekwencje I i II wojny światowej? Nie, ponieważ nie istnieje odpowiedzialność zbiorowa. A czy współczesny Kościół wciąż oskarżamy o ofiary krucjat czy inkwizycji? Tak. Nie robią tego wierni, nie robią tego spadkobiercy rzekomych ofiar, nie robią tego historycy czy inni przedstawiciele nauki. Więc kto? Ateiści.  Rzekome okrucieństwo Kościoła w przeszłości wydaje się idealnym argumentem, żeby uzasadnić rezygnację z wiary, usprawiedliwić się przed samym sobą, prezentując przy tym postawę człowieka oświeconego, który nagle przejrzał na własne oczy. A gdzie w tym wszystkim Pan Bóg?

No Pan Bóg obiecał. Że Kościół przez Niego ustanowiony nigdy nie będzie unicestwiony: 
„Ty jesteś Piotr, czyli Skała i na tej Skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą!” (Mt 18-20).
Ponad dwa tysiące lat historycznej zawieruchy, prześladowań, schizm, reformacji, usilnych prób innych mocarstw do mieszania się w sprawy Kościoła czy przejęcia nad nim kontroli - a Kościół jak istniał, tak i dziś istnieje. Ponad dwa tysiące lat rozwoju i upadków cywilizacji, postępu nauki, politycznych wojen, rewolucji i ewolucji - a Kościół wciąż, tak jak kiedyś, głosi Chrystusa całemu światu. Ciągle z papieżem na czele, tak jak to było obiecane.
 
A więc kolejne wątpliwości ateistów świadczą jednak, że Pan Bóg słowa dotrzymał! Pan Bóg jest godzien zaufania. Jak widać poradził sobie z problemami, którym ludzie sprostać nie umieli. Stalin, przywódca ZSRR, kiedyś śmiał się szyderczo: „ile dywizji ma Watykan, a ile ja mam!”. Dziś już nie ma Stalina i nie ma ZSRR, a Watykan, ochraniany przez szwajcarskich halabardników rodem ze średniowiecza, jak stał, tak stoi. 

Jednak krytycy Kościoła niech chcą tego zauważyć. Nie chcą też skonfrontować swoich oskarżeń o miliony ofiar inkwizycji czy wypraw krzyżowych z dziełami historyków – nawet tych niekryjących swej niechęci do Kościoła i religii. A szkoda, bo przeżyliby rozczarowanie. Okazałoby się, że było zupełnie inaczej.
Krucjaty – krwawa machina Kościoła Katolickiego przeciwko niewiernym. W takim razie jak wytłumaczymy, że IV wyprawa krzyżowa (1202-1204) zajęła Bizancjum, centrum wschodniego chrześcijaństwa, na którego prośbę organizowano same krucjaty? I za to jej uczestnicy zostali ekskomunikowani przez samego papieża.
Inkwizycja – krwawa machina Kościoła Katolickiego przeciwko heretykom. W takim razie jak wytłumaczymy palenie na stosie członków zakonu templariuszy, na wniosek króla Francji Filipa IV Pięknego (który było poważnie zadłużony wobec tego zakonu)?
Głodnych konkretnych argumentów odsyłam do kolejnego posta pt. „Diss historyczny cz. II: Inkwizycja i wyprawy krzyżowe – anatomia manipulacji.”

Skoro ateiści tak chętnie rozliczają Kościół Katolicki z jego przeszłości stosując odpowiedzialność zbiorową to uzasadnione wydaje się zwrócić uwagę także na systemy ateistyczne i konsekwencje ich działania. Budowa laickiej Francji rozpoczęta Rewolucją francuska – 36 000 ofiar w ciągu zaledwie 2 lat działalności (1792-94). Komunizm jawnie odwołujący się do ateizmu (ZSRR miało ateizm wpisany w konstytucji) – sto kilkadziesiąt milionów ofiar. A dzisiaj wcale nie jest lepiej. W 2003 na świecie dokonano prawie 42 mln zabiegów aborcji. W UE rocznie przeprowadza się około 1,2 mln zabiegów usunięcia ciąży. Na podanych przykładach widać wyraźną i zastraszającą tendencję wzrostową w ilości ofiar. Ale niewiele się o tym mówi, a kampanie medialne (np. propagowanie aborcji) dają niesamowite efekty: dziś już niewielu potrafi odróżnić białe od czarnego.

Nikt też nie zwraca uwagi na ogromny kontrast między tym co o historii Kościoła mówią ateiści, a współczesnością. Jak rzekome mordy pałających żądzą krwi członków Kościoła w przeszłości mają się do postawy współczesnych: Jana Pawła II, Matki Teresy z Kalkuty, księdza Jerzego Popiełuszki, czy zwykłych wiernych? To nie ta religia organizuje specjalne obozy wojskowe dla swoich „męczenników” za wiarę, obiecując im raj za zabicie z nienawiści jak najwięcej ludzi. Wręcz przeciwnie: dziś tylko Kościół Katolicki walczy o prawo do życia nienarodzonych dzieci, walczy o życie cierpiących, jest przeciwny stosowaniu kary śmierci. Nikt nie zauważa na przykład ogromnej liczby hospicjów prowadzonych przez siostry zakonne. Nikt też nie chce słuchać nawoływań papieża o pokój na świecie, o zaprzestanie wszelkich wojen.  A szkoda. 

Oczywistym jest, że Kościół tworzą ludzie, jak wszyscy słabi i grzeszni. Czy moja postawa w życiu jest w 100% taka jaką życzyłbym sobie Chrystus? Niestety nie. Czy grzeszę? Niestety tak. Czy popełniam błędy? Niestety tak. Czy Tworzę Kościół? Tak! A więc jeżeli ja tworzę Kościół, to wprowadzam do niego zarówno moje zalety jak i słabości. Ale to nikogo nie uprawnia do naciągania faktów i oczerniania Kościoła. Życzę sobie i wszystkim Czytelnikom takiej postawy w życiu :) 

Diss historyczny cz. II: Inkwizycja i wyprawy krzyżowe – anatomia manipulacji.

Konkretny przykład z historii: Wyprawy krzyżowe. Średniowiecze w pełni. Najbardziej intratnym zajęciem jest wtedy handel towarami luksusowymi, czyli trudnodostępnymi. To samo będzie motywem odkryć geograficznych, na razie jednak te rejony są nie znane. Stosunki handlowe utrzymywane są więc wyłącznie z Arabami, którzy dalej handlują z Indiami. Chodzi głównie o przyprawy, które mają kolosalne znaczenie dla Europejczyków: konserwują żywność (jest to szczególnie ważne wobec częstych klęsk głodu i nieurodzaju). Handel z Arabami odbywa się przez Morze Śródziemne, bo to najkrótsza i najszybsza droga. Więc kraje położone nad tym morzem najszybciej się bogacą. Należy tu wymienić przede wszystkim Wenecję i inne kraje półwyspu Apenińskiego, które monopolizują te drogi handlowe. Rozpoczyna się ostra rywalizacja. Problem jest z Arabami, gdyż to oni są pośrednikami w handlu z Indiami i Arabią. To oni dyktują ceny, oni decydują czy handel będzie możliwy czy nie. Nie trzeba długo się zastanawiać nad rozwiązaniem: zajęcie ziem Arabów i przejęcie kontroli nad handlem. Tylko jak takie małe państwo jak Wenecja mogło pokonać Arabów, świetnych w tym czasie pod względem wojskowym...? (To jak z wojną w Iraku: tak naprawdę chodziło o broń atomową, czy o ropę...?) Zaczęto się zastanawiać, jak przekonać Europę, jak znaleźć sojuszników. Uniwersalizm średniowieczny był odpowiedzią. Manipulując ludźmi i ich wartościami można było osiągnąć wszystko. A dowodem na poparcie tej tezy jest np. zajęcie przez jedną z wyprawa krzyżowych Bizancjum, które było centrum chrześcijaństwa w tamtym regionie. I likwidacja tego państwa na jakiś czas, utworzenie Cesarstwa Łacińskiego pod rządami… Wenecjan. Im to było na rękę, widzieli tam zyski, więc rzucając hasła walki z niewiernymi zaprowadzili tłum (wojska) do państwa chrześcijańskiego i je zdobyli. Trafnie podsumował wyprawę krzyżową Norman Davies w swojej książce pt. „Europa”: „Na dłuższą metę korzyści odniosła tylko Wenecja”. Natomiast papież „nagrodził” ich ekskomuniką.

Wydarzeń historycznych nie wolno wyrywać z kontekstu. Dlatego wyprawy krzyżowe trzeba też ująć jako jeden z rozdziałów w wojnie Arabów z Europejczykami. Od momentu powstania religii islamskiej w VII wieku po Chrystusie rozpoczyna się budowa imperium arabskiego i jego ekspansja terytorialna na ziemie Europy. Prowadzone walki w ciągu kilku pokoleń pogrzebały średniowieczną tolerancję. Różnice i wartości religijne stały się jedynie motywacją do walki po obu stronach. Stały się usprawiedliwieniem morderstw i okrucieństw, podwyższały morale wojsk, pozwalały utrzymać dyscyplinę itp. W Europie spiralę nienawiści podgrzewały powszechne ubóstwo, głód i przeludnienie Kontynentu. Dla Arabów taką motywacją był Koran aż kipiący od wezwań do walki z niewiernymi, czyli dobrze nam dziś znanego dżihadu (wbrew temu, co dziś próbuje się wmówić Europejczykom. Ta wojna nigdy się nie skończyła). Dlatego początki i rozwój religii islamu są nierozerwalnie połączone z budową imperium arabskiego i jego agresywną ekspansją terytorialną. Arabowie bardzo szybko dotarli aż w okolice współczesnej Francji. Kiedy w 732 roku ponieśli klęskę pod Poitiers zadaną im przez Karola Młota, władcę frankońskiego, to właśnie Europejczycy przeszli do kontrofensywy. Rozpoczęła się rekonkwista, której za kontynuację można  uznać właśnie wyprawy krzyżowe. Klęski Krzyżowców poza Kontynentem znów odwróciły role: stopniowo przewagę zaczęli zyskiwać Islamiści, by 1453 roku zdobyć Konstantynopol i zakończyć istnienie ostatniej z części Imperium Rzymskiego, jednocześnie największego ośrodka wschodniego chrześcijaństwa. Przez ten czas wewnętrznie skłócone imperium arabskie wciąż dzieli się i słabnie. W 1492 roku upada Grenada – ostatni przyczółek arabski w Hiszpanii. Jednak nawet to nie zatrzymuje ogólnego impetu Islamistów. W 1683 roku pojawiają się oni aż pod Wiedniem. Ich wyprawa kończy się jednak klęską zadaną przez wojska Europejczyków pod dowództwem króla polskiego Jana III Sobieskiego.
Chrystus powiedział: "Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie! wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie!” Mt 7, 21 „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd. Ja zaś wam mówię, że każdy, kto gniewa się na swego brata, pójdzie pod sąd.” Mt 5-7. 
Chyba nie trudno zrozumieć dlaczego hasła: „zabijajcie w imię Boga!” najgłośniej krzyczeli ludzie tak naprawdę niewierzący.  Robili to np. władcy manipulujący ideałami religijnymi dla osiągnięcia własnych celów. „Sprzedałbym Londyn, gdybym tylko znalazł kupca” – mawiał Ryszard Lwie Serce, król Anglii i jednocześnie przywódca jednej z wypraw krzyżowych. Zapał religijny połączony z ubóstwem i przeludnieniem Europy łatwo było wykorzystać, a pokazuje to choćby przykład wyżej wymienionej Wenecji. Podobnie inkwizycja bardzo szybko została opanowana przez władze świeckie, ponieważ okazała się idealnym narzędziem do utrzymywania porządku społecznego poprzez zastraszanie ludu oraz w walce z przeciwnikami politycznymi.

A teraz kilka konkretów dotyczących inkwizycji, żeby skonfrontować fakty z tym co mówią ateiści: Zacznijmy od tego że inkwizycja jako trybunał kościelny była powołana w chwili ogarniającego Europę kryzysu społecznego właśnie po to, aby położyć kres szerzącemu się bezprawiu, a nie paleniu czarownic itd. Skazywano ludzi za kradzieże i inne plagi społeczne. Większość wyroków jakie zapadały to były np.: nakaz odmowy różańca, zakaz gry w kości, przymusowa obecność na Mszy św., nakaz pielgrzymki, chłosty, nakaz przebywania w jakimś miejscu czy noszenia znaku krzyża na odzieniu.

Jednak bardzo szybko Inkwizycja kościelna została przejęta i zdominowana przez władzę świecką. Władcy widzieli w heretykach zagrożenie dla stabilności i jedności państwa (np. Albigensi uważali seks i prokreację za zło szatana, co musiało się odbić na liczbie tak bardzo potrzebnych wtedy rąk do pracy). Dalej: kary za uprawianie czarów zwarte były w świeckich kodeksach karnych tworzonych przez władców. Takie zapisy zastraszały społeczeństwo, umacniały rolę władcy i dawały mu dogodny sposób do rozprawy z przeciwnikami – o czary można było oskarżyć każdego. Poza tym surowy wymiar kary nie był w średniowieczu niczym wyjątkowym. Śmiercią karano nawet zwykłą kradzież.

Kościół od początku protestował: papież Klemens V już w 1312 roku nakazał ograniczyć tortury, papież Mikołaj I potępił je jako sprzeciwiające się prawom boskim i ludzkim, a Sykstus IV potępił nadużycia inkwizycji hiszpańskiej. Kościół w „Decretum Gratiani” ostatecznie zabronił wydobywać zeznania drogą tortur. Książka "Młot na czarownice" zaraz po wydaniu została potępiona przez papieża Aleksandra VI i wpisany na listę ksiąg zakazanych (źródło: "Występni papieże renesansu. Prawda czy czarna legenda?" Gerard Noedl)

Jednak te i inne działania Kościoła były tak samo traktowane jak obecne apele papieża o pokój na świecie: nie robiły na władzach świeckich większego wrażenia.  Np. Cesarz niemiecki Fryderyk II gorliwie wspierał rozwój inkwizycji, choć sam był heretykiem w myśl nauki Kościoła. Jak podają źródła wątpił on w nieśmiertelność duszy ludzkiej publicznie i w wiele innych dogmatów wiary. Nic złego go za to nie spotkało oprócz ekskomuniki, za to on sam wydał konstytucję, w której napisał: „Postanawiamy, aby heretycy byli karani śmiercią, aby żywcem na widoku publicznym byli w płomieniach.”. Trzeba też dodać, że Fryderyk II walczył z papiestwem także za pomocą wojsk. To tylko jeden z wielu przykładów na to, że to właśnie wolnomyśliciele i antyklerykałowie byli odpowiedzialni za okrucieństwa inkwizycji.

We Francji Filip IV Piękny będąc w konflikcie z papieżem Bonifacym VIII wykorzystał niechęć ludu do inkwizycji, podburzył nastroje i deklarując obronę niewinnych przejął kontrolę nad działalnością inkwizycji w swoim kraju. jednak nie o obronę kogokolwiek chodziło, a o realizację politycznych celów. Przykładem jest w tym względzie proces członków zakonu Templariuszy (1307 r.), gdzie pod pretekstem herezji Filip IV przejął cały majtek zakonu, zabijając jego członków.

Liczby ofiar inkwizycji? Wg szacunków  Briana B. Levacka (historyk o poglądach antykościelnych) zawartych w książce „Polowanie na czarownice w Europie”, w wieku XVI w całej Europie spalono za czary ok. 300 000 osób. Dwie trzecie (ok. 200 000 osób) spalono w protestanckich Niemczech, ok. 70 tysięcy w oderwanej od Kościoła Katolickiego Anglii! Zaznaczę tylko, że w obu państwach religia była podporządkowana władzy świeckiej, co jest cechą charakterystyczną religii powstałych w okresie reformacji. Tak przy okazji, szkoda, że nikt nie wspomina o charakterystycznej dla Lutra i Kalwina obsesji ścigania czarownic. Np. w księgach miejskich Genewy znajdziemy zapis, że w 1545 roku Kalwin kazał tam spalić za czary – bez sądu – 31 osób.

Przytaczając pokrótce powyższe przykłady nie chcę dokonywać jednoznacznej oceny tych wydarzeń, bo uważam, że jest to niemożliwe. Chcę jedynie uzmysłowić czytelnikom, jak naiwne i po prostu głupie jest wyrywanie z kontekstu wydarzeń historycznych i interpretowanie ich w taki sposób, aby uzasadniały poglądy ateistów. To po prostu manipulacja faktami historycznymi. Żałosne do jakich kłamstw muszą się uciekać ludzie, którzy uciekają od Boga. Nie bez powodu Chrystus nazwał Szatana „Ojcem kłamstwa”.

23 grudnia 2010

Życzenia dla ateistów z okazji 24 grudnia

Pozdrowienia dla wszystkich ateistów, w ten zwykły wieczór dwudziestego czwartego grudnia!

Jak leci? Jakie plany na wieczór? Na kolację może tosty lub pizza. A potem jakiś dobry film, polecam "Zeitgeist". 

I apeluję do Was: nie dajcie się zmanipulować klerowi, który w ten sposób pierze Wasze nieskazitelnie-racjonalne mózgi i wysysa pieniądze z Waszych portfeli! Każą Wam kupować opłatek, przy którego produkcji harują do upadłego dzieci księdza trzymane w piwnicy, które nigdy nie ujrzą światła dziennego! Każą Wam usiąść wieczorem do wspólnej kolacji razem z całą rodziną – wiecie dlaczego? Bo właśnie wtedy księża ze swoich stacji kosmicznych wysyłają promienie specjalnym laserem do Waszych domów, żebyście przez cały następny rok grzecznie rzucali pieniążki na tacę! Święta to podstęp! Drodzy ateiści – nie dajcie sobą zmanipulować! 

To oczywiste, że Go nie ma.

Tak jak sama religia wzięła się z ciemnoty naszych przodków, tak Boże Narodzenia to tylko przyzwyczajenia i nasze zwierzęce instynkty. No i pozostałości pogaństwa.

Nic więcej. Przecież Boga nie ma! To oczywiste! To mit!

To tak oczywiste, że wszyscy wtedy zasiadają do wspólnych kolacji. Idą na Pasterki. A potem cały rok tęsknią za tą atmosferą. Za atmosferą narodzin Boga, ale o dziwo - nie pozwalają, żeby Boże Narodzenie było cały rok w ich życiu. Żeby Chrystus narodził się w sercu każdego z nas. No bo po co? Ahhh, rozgadałem się. Tak, tak, pamiętam - Boga nie ma! To oczywiste!

A więc: Merry Christmas! 
Ups, przepraszam, za obrażenie Waszych uczuć religijnych, powinienem napisać: Happy Holidays!

22 grudnia 2010

Bóg jest w swoim Kościele


Jezus obiecał św. Piotrowi:  Ty jesteś Piotr, czyli Skała i na tej Skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą!” (Mt 18-20).
Powiedział też:Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także tych dzieł dokonywał!”(Mt 7, 15-20).
Każde dobre drzewo wydaje dobre owoce - po owocach poznacie! 
Gdzie szukać Boga? W Jego Kościele, czyli w ludziach tworzących wspólnotę. Poprzez sakrament Eucharystii Chrystus dociera do naszego wnętrza. Bóg jest w człowieku, jest blisko, jest tuż obok! Jedno z imion Boga, które odkrywamy na kartach Pisma Św., to "Emmanuel". Z hebrajskiego oznacza ono "Bóg z nami". Nie trzeba szukać daleko :)



3 grudnia 2010

"Wiara a nauka" czy raczej "wiara i nauka"? cz. I

Wiara wyklucza naukę? Dobre pytanie. Często, gdy rozmawiam z ateistami, zauważam w jaki sposób próbują oni znaleźć odpowiedź na pytania „dlaczego ludzie wierzą?”, „skąd się wzięła wiara?” itp. Najczęściej starają się rozumieć wiarę jako łatwe odpowiedzi na trudne pytania. Porównują wiarę z nauką, a samą naukę rozumieją jako nowoczesną i niezawodną metodę poznawania świata. Oto przykład takiej wypowiedzi:

„Bóg rodzi się zawsze tam, gdzie rozum zawodzi. Kiedyś patrzono na Słońce, Księżyc, trzaskające pioruny i ludzkie rozumy nie mogły tych zjawisk pojąć, dlatego wszystko tłumaczono sobie siłami wyższymi i tak powstały religie.”

Kiedyś ludzie nie rozumieli nawet najprostszych dla nas zjawisk przyrodniczych i tłumaczyli je sobie na różne sposoby. A dziś? Dzisiaj znamy odpowiedzi na wiele pytań ze świata przyrody, a mimo to wiara nie zniknęła. Wierzący też chodzą do szkoły, też mają taki sam dostęp do wiedzy jak ateiści. A mimo to wierzą. A więc w wierze musi chodzić o COŚ więcej! 
„Kiedyś większość utrzymywała, że Słońce kręci się dookoła Ziemi. Dziś już wiemy jak jest naprawdę.”
W pewnym momencie swojego życia każdy z nas dowiedział się, że Ziemia okrąża Słońce i w jakim czasie to robi. Co to zmieniło w naszym życiu? Tak naprawdę - nic, bo to tylko wiedza. Ja w pewnym momencie swojego życia spotkałem Chrystusa. Co to zmieniło? Wszystko! ;)

Ludwik Pasteur, francuski chemik i prekursor mikrobiologii opracował metodę pasteryzacji (konserwacji żywności) nie na podstawie swojej wiary, ale wiedzy. Ale nie przeszkodziło mu to uwierzyć w Boga! Nie wybrał Chrystusa  tylko dlatego, że chciał znaleźć odpowiedzi na różne pytania, bo te przecież dawał mu sama nauka. Chciał on – jak każdy człowiek -  konkretnych działań, a nie suchych teorii, które tak naprawdę nic nie zmieniają w zyciu każdego z nas. Pan Bóg pokazuje swoją moc, wystarczy otworzyć serce. I to jest pociągające dla ludzi wierzących, niezależnie czy są naukowcami jak Pasteur, czy nie. 

Czy zwykła wiedza naukowa, nawet najdoskonalsza, uchroni nasze rodziny przed rozpadem? Czy uchroni Ciebie przed nałogiem alkoholizmu, pornografii, masturbacji? Czy pomoże Ci podjąć dobre decyzje życiowe? Czy nauczy się odróżniać dobro od zła? Nie tak jak je odróżniali Hitler czy Stalin (oni też działali w dobrej wierze). Czy przeczytanie kolejnej teorii naukowej spowoduje, że zmienisz swój stosunek do rodziców, żony/męża,  dziewczyny/chłopaka? Czy inaczej zaczniesz wtedy patrzeć na drugiego człowieka? Czy kolejna teoria naukowa da Ci pokój serca? Ukaże jedyny sens życia, cel do którego osiągnięcia zostałeś stworzony? Czy wiedza naukowa, wynalazki, kolejne dobra materialne zaspokoją Twoje pragnienie miłości – pragnienie każdego człowieka...?

Kapitalnie różnice między nauką a wiarą ujął Willim Bragg - laureat Nagrody Nobla, twórca metody rengenograficznej służącej do rozszyfrowywania struktury DNA i białek: 

"Czasem ludzie zadają sobie pytanie, czy wiara i nauka nie są sobie przeciwstawne. Są, tak jak mój kciuk i pozostałe palce dłoni. Taka przeciwstawność jest niezbędna do uchywcenia czegokolwiek!"

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie demotywator "Wiara i nauka? Czy naprawdę stoją w sprzeczności?", zapraszam. Zachęcam też do przeczytania drugiej części mojej wypowiedzi.


"Wiara a nauka" czy raczej "wiara i nauka"? cz. II

Czy naprawdę nauka daje odpowiedzi na WSZYSTKIE pytania?

Jeżeli dokładniej przyjrzymy się teoriom naukowym, to zauważymy, że dają one odpowiedź tylko na jedno pytanie: JAK? Jak przebiega dany proces? Np. jak to się dzieje, że powstaje nowy organizm?

A co z pytaniem DLACZEGO? Dlaczego powstał wszechświat – w jakim celu? Dlaczego ewolucja chce zmierzać na przód? Jaki jest jej cel i kto ją ukierunkował akurat na ten cel? Dlaczego nie zostaliśmy na etapie bezszczękowców i mięczaków? Może tak by było łatwiej? Dlaczego tylko człowiek dysponuje takim umysłem, dlaczego tylko człowiek jest w stanie stworzyć taką cywilizację, a nie np. inne zwierzęta. Dlaczego tylko człowiek stworzył kulturę, tworzy sztukę? Skąd tyle teorii, systemów filozoficznych? Dlaczego tylko my szukamy odpowiedzi na podobne pytania? Dlaczego tylko człowiek kocha?

I przy tym pytaniu ateiści zaczynają mi tłumaczyć, że miłość to procesy biologiczne, chemia i popędy. Nie – procesy biologiczne to tylko jeden z wielu skutków zakochania człowieka. Gdyby „miłość” była tylko procesem przyrodniczym zmierzającym do zapewnienia przetrwania gatunków ludzkiemu, to nasz świat nie wyglądałby tak jak dziś. Każdy mężczyzna byłby gwałcicielem. No tak! Gwałt zaspokajałby popędy obojga płci oraz zapewniłaby przedłużenie gatunku. Kobiety są słabsze od mężczyzn pod względem siły fizycznej, dlatego nie byłyby w stanie się obronić. Wszystkie warunki ateistycznej teorii spełnione. Podobnie jak to jest u zwierząt. Analogiczne pytania można mnożyć. Odpowiedź jest jedna: miłość, rozumiana nie jako proces biologiczny, ale jako cel życia człowieka wpisany w nasze istnienie przez Stwórcę – Boga, który jest miłością i dlatego może dawać tylko miłość. Tę odpowiedź wierzący wciąż odkrywa na nowo, przez całe swoje życie.

Werner Karl Heisenberg – współtwórca mechaniki kwantowej, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki –  powiedział:  „Pierwszy łyk ze szklanki nauk przyrodniczych zrobi z ciebie ateistę, zaś na dnie tej szklany czeka na ciebie Bóg.”. Wtóruje mu wspomniany przeze mnie wcześniej mikrobiolog L. Pasteur: „Trochę wiedzy oddala od Boga, dużo – sprowadza do Niego z powrotem.”

Kolejna wypowiedź jednego z moich rozmówców-ateistów:

„Kolejnym absurdem jest doszukiwanie się sensu w naszym istnieniu. Uważam, że jest to przejaw egocentryzmu i megalomanii. Jak pisałem w innym komentarzu, sens życiu nadajemy my sami, a to, że żyjemy jest konsekwencją ewolucji wszechświata.”

To jest najbardziej przerażające w ateizmie. Współczuję człowiekowi, który idzie za rękę ze swoją żoną czy dziewczyną i myśli: „To nie miłość. To, że się zakochałem to efekt działania popędów, ślepego losu. To one mną sterują, na nic nie mam wpływu.”. Współczuję ateiście prowadzącemu swoje dzieci do szkoły i myślącemu: „Te dzieci to nie wynik miłości między mną, a żoną. To wynik popędów, nic ode mnie nie zależy”. Przy okazji współczuję i dzieciom i żonie. Rozpacz ateisty, który jest przekonany, że żyje tylko dlatego, bo ślepy los natury tak chciał, bo jest sterowany przez naturę i popędy, niedługo umrze i jego istnienie w gruncie rzeczy nie ma jakiegokolwiek znaczenia. W takim razie po co to wszystko: wysiłki, starania, walka o przeżycie, energia, praca, nadzieja, miłość, pragnienie życia, istnienie wszechświata? Jeden wielki bezsens, jeden wielki przypadek...?

Nieomylność nauki?
Ile było teorii naukowych, uznawanych przez lata za poprawne, a nastepnie okazywało się, że są fałszywe lub chociaż nie do końca poprawne? My poprawiamy osiągnięcia poprzednich pokoleń, następni przyjdą i będą nas poprawiać. Czy naprawdę chcesz zbudować swoje życie na tak kruchym fundamencie?  Czy to jest w ogóle możliwe? Gdy odejdzie ktoś bliski, gdy przyjdą klęski żywiołowe, gdy stracimy majątek, na który pracowaliśmy całe życie, gdy dziewczyna odejdzie – co nam zostaje? Alkohol? Narkotyki? Szubienica? Kto nam pomoże? Kto jest odpowiedzią na pytanie naszego życia?

„Jezus powiedział do tłumów: Każdego kto słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który zbudował swój dom na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo był zbudowany na skale. Każdego zaś, kto słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. I dom runął, a upadek jego był wielki". Gdy Jezus mówił, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie [którzy mieli tylko wiedzę]. – fragment Ewangelii wg św. Mateusza, rozdział 7.