3 grudnia 2010

"Wiara a nauka" czy raczej "wiara i nauka"? cz. II

Czy naprawdę nauka daje odpowiedzi na WSZYSTKIE pytania?

Jeżeli dokładniej przyjrzymy się teoriom naukowym, to zauważymy, że dają one odpowiedź tylko na jedno pytanie: JAK? Jak przebiega dany proces? Np. jak to się dzieje, że powstaje nowy organizm?

A co z pytaniem DLACZEGO? Dlaczego powstał wszechświat – w jakim celu? Dlaczego ewolucja chce zmierzać na przód? Jaki jest jej cel i kto ją ukierunkował akurat na ten cel? Dlaczego nie zostaliśmy na etapie bezszczękowców i mięczaków? Może tak by było łatwiej? Dlaczego tylko człowiek dysponuje takim umysłem, dlaczego tylko człowiek jest w stanie stworzyć taką cywilizację, a nie np. inne zwierzęta. Dlaczego tylko człowiek stworzył kulturę, tworzy sztukę? Skąd tyle teorii, systemów filozoficznych? Dlaczego tylko my szukamy odpowiedzi na podobne pytania? Dlaczego tylko człowiek kocha?

I przy tym pytaniu ateiści zaczynają mi tłumaczyć, że miłość to procesy biologiczne, chemia i popędy. Nie – procesy biologiczne to tylko jeden z wielu skutków zakochania człowieka. Gdyby „miłość” była tylko procesem przyrodniczym zmierzającym do zapewnienia przetrwania gatunków ludzkiemu, to nasz świat nie wyglądałby tak jak dziś. Każdy mężczyzna byłby gwałcicielem. No tak! Gwałt zaspokajałby popędy obojga płci oraz zapewniłaby przedłużenie gatunku. Kobiety są słabsze od mężczyzn pod względem siły fizycznej, dlatego nie byłyby w stanie się obronić. Wszystkie warunki ateistycznej teorii spełnione. Podobnie jak to jest u zwierząt. Analogiczne pytania można mnożyć. Odpowiedź jest jedna: miłość, rozumiana nie jako proces biologiczny, ale jako cel życia człowieka wpisany w nasze istnienie przez Stwórcę – Boga, który jest miłością i dlatego może dawać tylko miłość. Tę odpowiedź wierzący wciąż odkrywa na nowo, przez całe swoje życie.

Werner Karl Heisenberg – współtwórca mechaniki kwantowej, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki –  powiedział:  „Pierwszy łyk ze szklanki nauk przyrodniczych zrobi z ciebie ateistę, zaś na dnie tej szklany czeka na ciebie Bóg.”. Wtóruje mu wspomniany przeze mnie wcześniej mikrobiolog L. Pasteur: „Trochę wiedzy oddala od Boga, dużo – sprowadza do Niego z powrotem.”

Kolejna wypowiedź jednego z moich rozmówców-ateistów:

„Kolejnym absurdem jest doszukiwanie się sensu w naszym istnieniu. Uważam, że jest to przejaw egocentryzmu i megalomanii. Jak pisałem w innym komentarzu, sens życiu nadajemy my sami, a to, że żyjemy jest konsekwencją ewolucji wszechświata.”

To jest najbardziej przerażające w ateizmie. Współczuję człowiekowi, który idzie za rękę ze swoją żoną czy dziewczyną i myśli: „To nie miłość. To, że się zakochałem to efekt działania popędów, ślepego losu. To one mną sterują, na nic nie mam wpływu.”. Współczuję ateiście prowadzącemu swoje dzieci do szkoły i myślącemu: „Te dzieci to nie wynik miłości między mną, a żoną. To wynik popędów, nic ode mnie nie zależy”. Przy okazji współczuję i dzieciom i żonie. Rozpacz ateisty, który jest przekonany, że żyje tylko dlatego, bo ślepy los natury tak chciał, bo jest sterowany przez naturę i popędy, niedługo umrze i jego istnienie w gruncie rzeczy nie ma jakiegokolwiek znaczenia. W takim razie po co to wszystko: wysiłki, starania, walka o przeżycie, energia, praca, nadzieja, miłość, pragnienie życia, istnienie wszechświata? Jeden wielki bezsens, jeden wielki przypadek...?

Nieomylność nauki?
Ile było teorii naukowych, uznawanych przez lata za poprawne, a nastepnie okazywało się, że są fałszywe lub chociaż nie do końca poprawne? My poprawiamy osiągnięcia poprzednich pokoleń, następni przyjdą i będą nas poprawiać. Czy naprawdę chcesz zbudować swoje życie na tak kruchym fundamencie?  Czy to jest w ogóle możliwe? Gdy odejdzie ktoś bliski, gdy przyjdą klęski żywiołowe, gdy stracimy majątek, na który pracowaliśmy całe życie, gdy dziewczyna odejdzie – co nam zostaje? Alkohol? Narkotyki? Szubienica? Kto nam pomoże? Kto jest odpowiedzią na pytanie naszego życia?

„Jezus powiedział do tłumów: Każdego kto słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który zbudował swój dom na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo był zbudowany na skale. Każdego zaś, kto słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. I dom runął, a upadek jego był wielki". Gdy Jezus mówił, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie [którzy mieli tylko wiedzę]. – fragment Ewangelii wg św. Mateusza, rozdział 7.

13 komentarzy:

  1. A w jakiego Boga wierzą zwierzęta, które się nie gwałcą, a dobierają w pary na całe życie?
    Nazywasz naukę kruchym fundamentem. A wiara? Ile było religii do tej pory? Ile z nich zginęło? Ilu bogów do tej pory już umarło?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne pytanie. Zwierzęta. Ile z nich zostaje przy partnerze nawet po zakończeniu okresu prokreacji? Ile zostaje aż do jego śmierci? Ile interesuje się swoim potomstwem, nawet gdy to rozpocznie już samodzielne życie? Itd. Zwierzęta wolą gromadzić się w stada, ale na pewno nie tworzą rodzin takich jak te ludzkie. Nie potrafią panować nad swoimi popędami, są w zupełności kierowane przez naturę. A człowiek jeśli chce, jest w stanie siebie kontrolować, panować nad sobą. Może wybrać cel i do niego dążyć. Dlatego stworzyliśmy cywilizację. Takie wyróżnienie na tle innych stworzeń to dar od Boga, ale też instrument służący realizacji powołania czy misji wyznaczonej nam przez Stwórcę.

    A wiara? Czy Chrystus jest kruchym fundamentem? Jeżeli przyjrzysz się życiu Jana Pawał II, ks. Jerzego Popiełuszki, tysiącom męczenników, np. spalanych żywcem obecnie w Kościołach w Indiach to wciąż nasuwa Ci się wniosek, że to słaby fundament...? Ja mogę Ci powiedzieć: niesamowicie mocny :) W życiu czeka nas wiele trudnych sytuacji, ciężkich wyzwań. I o tym mówi fragment Ewangelii, którą zakończyłem mój wpis.

    Wiara polega na zaufaniu. Wybór należy do Ciebie. Ja zaufałem Chrystusowi i widzę, jak to się wypełnia w moim życiu. Widzę skutki :) choć w każdej chwili mogę zrezygnować. Wiara w Chrystusa to nie bezowocne czekanie do końca świata. Jezus Chrystus to nie Allah, który rozsądzi świat wg uczynków na koniec, a do tego czasu nie interesuje się życiem ludzi. Apostoła napisał: „Wiara zaś jest zadatkiem tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy.” (Hbr 11,1) Wiara, czyli także jej skutki. Chrystus to Emmanuel - "Bóg z nami". Jest zawsze przy Tobie, czeka na wolną decyzję człowieka – na zaufanie. Daje wiarę, która rodzi konkretne owoce już teraz. Jeżeli zaprosisz Go do swojego życia, wtedy zrozumiesz.

    Zachęcam do refleksji. Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedź!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szymongo, znam Cię z demotywatorów, teraz czytam Twojego bloga i dalej nie potrafię zrozumieć o co Ci właściwie chodzi. Mężczyzna- ateista, podąża za swoją dziewczyną z miłości. Nie mówi sobie przy tym, że kierują nim jakieś popędy. A to, że miłość to jakieś tam procesy biologiczne nie ma w tej chwili znaczenia. Piszę to jako ateista i osoba zakochana, więc można powiedzieć, że masz informację prosto ze źródła. Jestem zakochany, moja partnerka jest dla mnie przyjacielem, najbliższą osobą. Czujemy też do siebie pociąg fizyczny, co jest naturalne i u osób wierzących i u ateistów. To, że wiem, że miłością i popędem sterują jakieś reakcje w moim mózgu i hormony, nie ma dla mnie znaczenia. Miłość to miłość, tak samo jak każde inne uczucie. "W takim razie po co to wszystko: wysiłki, starania, walka o przeżycie, energia, praca, nadzieja, miłość, pragnienie życia, istnienie wszechświata? Jeden wielki bezsens, jeden wielki przypadek...?". Znowu się z tobą nie zgadzam. Nie wierzę w życie pozagrobowe, uważam, że moja życie, ja, skończę się w momencie śmierci mojego ciała. Cały czas mam nadzieję, że moje życie będzie miało jakiś sens i pozostawię coś po sobie na świecie. Czy to poprzez wychowanie dzieci, czy to poprzez prace, albo dobre uczynki... Myślę, że to, czy czyjeś życie będzie miało znaczenie, zależy tylko od danej osoby. A wcale nie trzeba wiele, żeby poczuć się ważnym. Ostatnio oddawałem krew. Przypomniało mi się, że mój chory kolega, w szpitalu potrzebował trzech tych "woreczków krwi". Poczułem się dużo szczęśliwszy jak pomyślałem, że te moje oddawanie krwi mogło/może uratować komuś życie. To już jest jakiś sens ;) Nie wiem, dlaczego tak usilnie udowadniasz, że ateiści i wierzący to kompletnie różne istoty. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Ty walczysz z ateistami w ogóle, ja nie chce tylko, aby kościół i czyjaś wiara, miały wpływ na całe państwo/społeczeństwo, a przede wszystkim na naukę. Nie mam nic przeciwko temu, żeby rodzice chrześcijanie, wychowywali swoje dzieci na chrześcijan, bo ja ateista, chce wychować swoje dzieci na ateistów. Eeh, o tym, że Cię nie rozumiem, pisałem już na początku...

    OdpowiedzUsuń
  4. Co nazywasz walką? To, że pozwalam sobie polemizować z opiniami ateistów? To, że prowadzę bloga? To, że jestem wierzący? To, że nie zgadzam się na kłamstwa i manipulacje? Że nie zgadzam się na tendencyjne przekręcanie faktów i nieustanne oczernianie mojego Kościoła? Więc sugreujsz, że ateiści mogą pisać, a wierzący nie?
    Więc zrozum, że żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym, nie totalitarnym. Fakt, że ktoś się z Tobą nie zgadza, nie jest wystarczającym powodem, żeby zabronić mu mówić. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

    Co do treści mojego posta, to przypominam, że napisałem: "I przy tym pytaniu ateiści zaczynają mi tłumaczyć, że miłość to procesy biologiczne, chemia i popędy. Nie – procesy biologiczne to tylko jeden z wielu skutków zakochania człowieka. Gdyby miłość była tylko procesem przyrodniczym zmierzającym do zapewnienia przetrwania gatunków ludzkiemu, to nasz świat nie wyglądałby tak jak dziś." I mam nadzieję, że jako zakochany własnie to odkrywasz, że miłość to wcale nie jest uczucie "jak każde inne", że jednak chodzi o coś więcej niż ślepą prokreację. Zresztą nie wiadomo tak naprawdę komu by miało na niej zależeć? Matce naturze? ^^
    Chcę jeszcze nawiązać do Twojego pojmowania sensu życia. Pomogłeś przyjacielowi, bo chciałeś poczuć się ważnym? Poczułeś się szczęśliwszym? Przecież to Twój obowiązek, po drugie nie zawsze jest miło i przyjemnie. Bedziesz pomagał tylko wtedy, gdy sprawia Ci to przyjemność?
    A co z ludźmi żyjącymi w samotności, którzy np. nie będą mieli dzieci albo ich mieć nie mogą? Ich życie jest bez sensu? Co z cierpiącymi? Ja wiem jaką Wy macie odpowiedź: eutanazja! I między nami jest taka różnica, że Ty „cały czas masz nadzieję, że Twoje życie będzie miało jakiś sens” a ja ten sens odnalazłem i konkretnie go realizuję z Chrystusem. Bo Stwórca wie, do czego Cię stworzył. Po drugie to co Ty uważasz za sens Twojego życia niekoniecznie musi nim być: piszesz, że dzieci mogą być sensem życia. A jeżeli one się od Ciebie odwrócą, uciekną z domu, to co? Szubienica? Jeżeli całe życie będziesz pracował, aż nagle okaże się, że Twoja praca poszła na marne? Alkohol, narkotyki? To nie jest sens życia, to ułuda, fatamorgana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odnośnie ostatniego komentarza chcę zauważyć jedynie, że na gruncie nowoczesnych teorii etycznych /badania psychologiczne, socjologiczne - źródeł nie mam jednak niestety pod ręką/ wykazują dwie dość ciekawe rzeczy:
    Primo, ludzie zasadniczo odróżniają sami z siebie dobro od zła i w związku z tym osoba zdrowa zazwyczaj odczuwa przyjemność z bycia dobrym - na tym utknął m.in. Kant;) A może to świadczyć, że nie potrzebujemy się odwoływać do uzasadnień na gruncie metafizyki, czy raczej teologii, a należałoby ich szukać w dziedzinach badających społeczności.
    Oczywiście można wskazać, że źródło owego odróżniania pochodzi z istoty nadprzyrodzonej - ale tworzy to bardzo dużo dodatkowych pytań na które de facto nie ma dobrych odpowiedzi bez uciekania się do systemów uniwersalistycznych, a problemy systemów uniwersalistycznych doprowadziły do ich zaniechania gdzieś w okolicach XIX - XX wieku.
    Secundo, w związku z tym jak dzisiejsze społeczeństwa są skonstruowane - osoby zdrowe odczuwają przyjemność, bycie ważniejszym, w przypadku postępowania uznawanego za dobre. I jest to normalne zjawisko.
    I teraz rzecz ważna, metodologia nauk przyrodniczych i społecznych różni się drastycznie - szkoły naturalistyczne raczej tracą poparcie. W związku z tym o ile w przypadku fizyki pytanie o intencjonalność takiego czy innego prawa fizycznego jest śmieszne, to w przypadku nauk społecznych pytanie o intencjonalność, pytanie 'dlaczego tak się dzieje? co jest powodem?' jest dużo bardziej zasadne, bo mamy do czynienia z świadomym działaniem - komórka na ten przykład posiada pewien schemat wyłącznie, instrukcję co ma robić w danej sytuacji - na tym gruncie łącząc nauki przyrodnicze /np. biologię, chemię/ z naukami społecznymi /np. psychologia, filozofia umysłu/, tworzą nam się hybrydowe, graniczne, nauki jak np. kognitywistyka, która ma dużo szerszy zakres pytań niżeli sama nauka o biochemii mózgu.

    PS Nie chcę odpowiadać w żadnym wypadku na pytanie 'co to jest w takim razie miłość na takim a takim gruncie?', jako że temat mnie nigdy specjalnie nie interesował, więc z góry oszczędźmy sobie takiego pytania;)
    /chociaż, teraz zastanawiając się nad tym chwilkę, skłonny byłbym powiedzieć, że i miłość może nie jest wspólna wszystkim ludziom, u Ruth Benedict w książce 'Wzory kultury' pojawia się indiańskie plemię Dobu, które to, na nasze standardy, jest społecznością czystych zwyrodnialców. Taka ciekawostka raczej/.
    Chciałem wyłącznie zauważyć, że pewne odpowiedzi nie wymagają istnienia przyczyn nadprzyrodzonych i na gruncie niektórych nauk pytania o rozwój kultury, o rozwój społeczny człowieka, o sztukę, o dobre prowadzenie rodziny, itd. jest możliwe i ba! mogą wcale nie dać odpowiedzi teleologicznych odwołujących się do istot nadprzyrodzonych - ba, najprawdopodobniej nie dadzą;)

    OdpowiedzUsuń
  6. "W co ja mam teraz wierzyć? No odpowiedzcie mi!!! –Sama sobie odpowiedz, wstań i idź przed siebie... masz przecież piękne, zdrowe nogi"
    Tym rozni sie ateizm od teizmu-ateista bierze sile z siebie i z otoczenia, teista liczy tylko na boga-gdy teista utraci wiare,jest zgubiony.Ateista moze bez niej zyc.A co do tego,co piszesz o zwierzetach: „Kiedy delfin znajdzie rannego delfina, pomaga mu utrzymać się na górze”, „lwy nigdy nie używają swojej siły, żeby upokorzyć innych”, „słonie nigdy nie pozostawiają starszych”- "gdy spotykają się dwa klany goryli, zawsze unikają konfliktu". A co z ludźmi? Łatwiej pamiętamy doznane krzywdy niż dobro, zabijamy się dla pieniędzy lub z innych błahych powodów—bo jaka jest cena życia? Jesteśmy rasa zawistną, która uważa się na najlepszą z możliwych, jedyna inteligentna, posiadająca dusze, wybrańców Boga... Jedyne, co nas wyróżnia jest zdolność wytwarzania skomplikowanych narzędzi, które nas w końcu i tak zniszczą -wraz z niepohamowana rządzą zysku, którą ukształtowało w nas życie w "ucywilizowanym" świecie (wystarczy przyjrzeć się badaniom nad noworodkami, i co wpływa na owe zmiany-zanieczyszczenie środowiska, eksperymenty). Poza tą jedna zdolnością jesteśmy gorzej niż przeciętna rasa: nie mamy wilczego węchu, wzroku orła, prędkości geparda, siły niedźwiedzia...Ale co, oczywiście uważamy się za najlepsza rasę na Ziemi. Takiego myślenia nie lubię...Bo niby w czym jesteśmy wyjątkowi? W tym, że sami niszczymy naszą planetę? Tak, to faktycznie powód do dumy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy z nas winien być zmianą, która chce ujrzeć w świecie. A co ja w sumie robię? Raz na dwa miesiące idę oddać krew, zbieram teraz dla Pani te plastikowe zakrętki... Ale co pozatym? Zostawiam komputer włączony na noc, mimo, że na biurku mam przyklejoną naklejkę ekologiczną „Weź to wyłącz”. Co ja robię dobrego dla świata? Raz w klasie zrobiłem wykład o oddawaniu krwi starając się zachęcić do tego kolegów i koleżanki z klasy. A pozatym? „35l wody, 20kg wegla, 4l amoniaku, 1,5kg wapna, 800g fosforu, 250g soli, 100g saletry, 80g siarki, 7,5g fluoru, 5g zelaza, 3g silikonu oraz 15 innych substancji to są ilości składników tworzących ciało dorosłego człowieka. Wiesz, że te wszystkie składniki każde dziecko może kupić za kieszonkowe w sklepie na rogu....? Niezły motyw, nie? Tania rzecz, taki człowiek ”. Mniej więcej to wchodzi w skład mojego ciała. Możemy zginąć w każdej chwili nawet się tego nie spodziewając – a lepiej umierać mając nadzieję na ochronę ukochanej osoby. Jednakże, człowiek nie jest wart więcej niż składniki jego ciała, jeśli nie ma kogoś, dla kogo ma żyć. Jeśli nie ma się takiej osoby, to uważam, że powinno się w miarę możliwości żyć tak, aby te składniki się nie zmarnowały-byśmy pomagali innym i planecie, na której przyszło nam żyć. A czy do tego potrzebujemy Boga?
    Uważam, że „Bóg” to tylko taka motywacja, bo człowiek z natury popełnia 7 grzechów głównych. Tylko „bat” jakim jest „Bóg” powstrzymuje go od tego. Jeśli ktoś robi dobrze bez myślenia o „bogu” to znaczy, że jest dojrzały, robi to w pełni świadomie nie oczekując nagrody. Mówimy czasem, ze takie zachowanie jest dziecinne-robienie czegoś oczekując nagrody. Ale tak naprawdę większość systemów religijnych jest na tym sposobie myślenia oparta. Nawet moja ulubiona Samsara to dla ludzi tylko kuszenie nagrodą. Każdy człowiek powinien mieć w życiu cel-bo jeśli go nie mieć, to tak jakby być martwym. Ale czy robienie dobra tylko mając nadzieje na nagrodę nie jest dziecinne? Czy w ten sposób religie nas nie uwsteczniają? A co z okłamywaniem innych tylko dla własnej korzyści jaką jest władza? Najwyżsi hierarchowie wielu religii przez wieki czerpali korzyści z trzymania w ciemności intelektualnej swoich wyznawców. Podam jako przykład Faraonów, kapłanów rzymskich, Papieży — czy przez setki lat któryś z nich sprzeciwiał się niewolnictwu? A co z wojnami religijnymi? Ci, którzy w nich ginęli, dla katolików byli święci, tak samo zamachowcy samobójcy arabscy dla wyznawców Islamu. Oczywiście oba te przypadki są nagięciem nakazów religijnych i ich złamaniem. Arabowie w wojnie nie mogą krzywdzić cywilów ani zanieczyszczać ziemi , chrześcijanie mają religijny zakaz zabijania. Ale cóż z tego? Skoro chcąc osiągnąć świętość łamią fundamentalne zakazy swojej religii. Taki samo mnisi buddyjscy którzy chcąc osiągnąć kolejny etap wędrówki duszy zabijali się by to przyśpieszyć. I gdzie w tym wszystkim jest tzw. „Bóg”?

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu uważamy, że jesteśmy wyjątkowi? hmmm.... Więc porównajmy dokonania (cywilizacje) szympansów, kotów i ludzi w ciągu ostatnich 5 000 lat... Wciąż nie dostrzegasz różnicy między zwierzętami a człowiekiem? I może jeszcze twierdzisz, że ta przepaść to wynik ślepego przypadku ewolucji?

    Widzę, że jesteś bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, skoro tak negatywnie postrzegasz ludzi i otaczający Cię świat. A to co piszesz o swoim postrzeganiu religii i wiary to już jest kompletna klęska. Nie dziwię się, że z takim obrazem Boga i człowieka jaki nosisz w sercu odszedłeś.

    Piszesz setki bzdur jak "Papieży — czy przez setki lat któryś z nich sprzeciwiał się niewolnictwu?" - nie znasz dekretów, nie masz danych. Już w starożytnym Rzymie papieże wprowadzili instytucję "Manumissio in ecclesia" wyzwalającą niewolników. Uwierz mi, każde Twoje zdanie to podobny mit.
    Bóg nie powstrzymuje przed grzechem: każdy grzeszy, niezależnie czy jest wierzącym czy nie. Ale Bóg grzechy odpuszcza. Do nieba jako wiecznej obecności z Panem nie trafiasz ze względu na to, że sobie zasłużyłeś, ale z łaski. Wystarczy tylko po nią sięgnąć.

    Arabowie nie mogą krzywdzić cywilów, za to za ateizm jest kara śmierci, za cudzołóstwo kamienowanie. Masz zbyt małą wiedzę, żeby się wypowiadać na takie tematy.

    Spójrz na siebie: Uwierzysz w każdą bzdurę byleby tylko potwierdzała Twoje założenie, że Boga nie ma. Ty po prostu nigdy nie pozwoliłeś Mu działać w swoim życiu, nigdy nie otworzyłeś się na Jego łaskę, więc nie dziw się, że tak naprawdę nie rozumiesz człowieka wierzącego. Wiara to nie wiedza, Bóg to nie przedmiot, Bóg jest Miłością. I nie mów mi o islamie czy innych religiach, bo to religie regionalne, związane z kulturą. Chrześcijanie są wszędzie: Ameryka Płn., Płd., Afryka, Europa, nawet w krajach islamskich ponad 200 mln chrześcijan jest prześladowanych za wiarę. W Chinach podobnie itd.

    Najważniejsze pytanie: skoro nieistnienie Boga jest dla Ciebie takie oczywiste, to dlaczego tu wchodzisz? Dlaczego zależy Ci, żebym ja też nie wierzył? Co to za różnica, skoro jak twierdzisz Boga nie ma? Czemu tyle ludzi, w XXI, żyje z Chrystusem? Co kieruje takim młodym człowiekiem, może Twoim przyjacielem, który rezygnuje z założenia rodziny, tylko wybiera zakon czy seminarium? A Jan Paweł II czy chrześcijanie indyjscy, którzy idą na Mszę, chodź wiedzą, że zaraz mogą spłonąć? ks. Jerzy Popiełuszko? Dlaczego Tobie słowo "Bóg" nie daje spokoju? Widzisz samo zło, chełpisz się oddawanie krwi tak, jakbyś chciał zagłuszyć sobie sumienie, przez kilka dni wymyślasz komentarze na moim blogu? Nie będę kontynuował dyskusji, bo wiem, że będzie ona trwała w nieskończoność. To Twoje życie i Ty ponosisz konsekwencje swoich wyborów. Jeżeli mogę coś poradzić to Spowiedź Św. i niech wali się świat ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwól, że wyprowadzę Cię z błędów autorze

    1. „I przy tym pytaniu ateiści zaczynają mi tłumaczyć, że miłość to procesy biologiczne, chemia i popędy. Nie – procesy biologiczne to tylko jeden z wielu skutków zakochania człowieka.” Zakochanie jest skutkiem procesów biochemicznych zachodzących w pewnych obszarach mózgowia – rozpisywać się nie będę, akurat niedawno pisałam o tym na swoim blogu – proponuję przeczytać http://doswiadczalna.blogspot.com/2011/11/zabiam-amora.html
    2. „Gdyby „miłość” była tylko procesem przyrodniczym zmierzającym do zapewnienia przetrwania gatunków ludzkiemu, to nasz świat nie wyglądałby tak jak dziś. Każdy mężczyzna byłby gwałcicielem.” Z tego co mi wiadomo sex w śród katolików = prokreacji, to inni ludzie używają go do odczuwania przyjemności.
    Ty chyba nie rozumiesz o co chodzi z chemią miłości, po raz kolejny odsyłam do mojego bloga. U większości gatunków zamieszkujących naszą planetę sex służy wyłącznie prokreacji u człowieka jest inaczej, u człowieka sex jest czymś co tworzy niesamowitą więź między ludźmi którzy się pokochają. No chyba, że jest się katolikiem i sex uprawia się tylko aby mieć dzieci i wtedy tak miłość służy tylko do zapewnienia przetrwania gatunku.
    3. „Gwałt zaspokajałby popędy obojga płci oraz zapewniłaby przedłużenie gatunku.” Zaspokoiłby popędy obojga płci ? W jaki sposób ? No rozumiem orgazm u faceta a u kobiety poniżenie i ból, jak więc objawia się zaspokojenie kobiet ?
    4. „Podobnie jak to jest u zwierząt.” A gdzie Ty u zwierząt widzisz gwałty ?

    OdpowiedzUsuń
  10. 5. „Współczuję człowiekowi, który idzie za rękę ze swoją żoną czy dziewczyną i myśli: „To nie miłość. To, że się zakochałem to efekt działania popędów, ślepego losu. To one mną sterują, na nic nie mam wpływu.”.” Wiesz kiedy ja idę z moim facetem za rękę myślę sobie , jak to dobrze że mój mózg posiadł tak wspaniałe możliwości, że daje mi czuć to co czuję.
    6. „Współczuję ateiście prowadzącemu swoje dzieci do szkoły i myślącemu: „Te dzieci to nie wynik miłości między mną, a żoną. To wynik popędów, nic ode mnie nie zależy”.” Ty naprawdę nie rozumiesz co to jest miłość, to przykre. Ateiści nie negują miłości oni po prostu wyjaśniają fakt jej powstania, właściwie może nie ateiści, tylko naukowcy. I wiesz co mają rację. A tak na marginesie to, że kobieta czuje więź ze swoim dzieckiem zawdzięcza też chemii, pewnemu hormonowi o nazwie oksytocyna. I wiesz co jeszcze ? To, że Ty myślisz, że się uczysz, że pamiętasz – to wszystko też zawdzięczasz procesom które dzieją się w Twoim mózgu ( dowód ? uszkodzenie danych struktur mózgu odpowiedzialnych za przeprowadzanie danych procesów powoduje upośledzenie danej funkcji). Myślałam na początku czytając Twoje posty, że jestem jakimś ortodoksyjnym katolem, który jest tak chorobliwie zapatrzony w swojego Boga, że nie dostrzega świata na około. Ale wiesz co myliłam się. Nie jesteś taką osobą. Ty po prostu nie rozumiesz, co da się łatwo wywnioskować z Twoim postów. A logiczne jest , że neguje się coś czego nie potrafi się zrozumieć.
    7. „Rozpacz ateisty, który jest przekonany, że żyje tylko dlatego, bo ślepy los natury tak chciał, bo jest sterowany przez naturę i popędy, niedługo umrze i jego istnienie w gruncie rzeczy nie ma jakiegokolwiek znaczenia.” Rozpacz ? Człowiek poznaje niesamowite wręcz możliwości swojego umysłu, poznaje procesy które jest w stanie wytworzyć jego mózg, tak złożone jakich nigdy nie będzie w stanie wykonać żaden komputer – człowieku ! Gdzie tu miejsce na rozpacz? ???? A miłość ? Ja kocham , kocham bardzo jednego człowieka który wywołał we mnie nieziemskie odczucia, a to że potrafię wytłumaczyć jak to się stało mam rozpatrywać w kategorii rozpaczy ? Otrząśnij się człowieku !!! Co Ty w ogóle wygadujesz, co Ty wymyślasz. Przeraża Cię fakt, że człowiek jest w stanie poznać mechanizmy czegoś czemu przypisywano Boską moc ? Wiesz, Twoje myślenie mnie przeraża.
    Cała twoja wypowiedź opiera się o to, że jeśli miłość nie jest czymś nie możliwym do określenia, nie jest czymś metafizycznym, czymś czego się nie da wytłumaczyć to wszystko jest bezsensem. Nie o to tu chodzi. I Ty i ja pomimo tak odmiennych poglądów tak samo odczuwają miłość, tylko Tobie aby poczuć jej sens potrzebne jest jej wyższe znaczenie, jej moc, która została Ci dana i której nie jesteś stanie zrozumieć. Boisz się, że jeśli zrozumiesz jej mechanizmy przestanie dla Ciebie być czymś niezwykłym. I wiesz teraz mi Ciebie żal… dlaczego ? Bo aby coś miało dla Ciebie sens musi pozostać dla Ciebie niezrozumiałe.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Ra:
    No, no ,no – widzę, że w końcu znalazłaś posta, co do którego możesz coś napisać. Stary on jest, więc musiałaś się sporo naszukać. Spora determinacja, podziwiam.

    Ad 1 Czepianie się słówek :) Ostro zaczynasz. Więc zadam jedno tylko pytanie: A co jest powodem tych procesów biologicznych? :)

    Ad 2 Zaskoczę Ciebie:
    a) Katolik też odczuwa przyjemność z seksu,
    b) seks nie równa się prokreacji (np. Naturalne Metody Planowania Rodziny)
    „U większości gatunków zamieszkujących naszą planetę sex służy wyłącznie prokreacji” – Bzdura. Choćby akty homoseksualne u psów są dobrym argumentem, nauka zresztą uzasadnia także ich sens. W ogóle to nie rozumiem jak ten Twój argument ma się do tego co ja napisałem…

    Ad 4 Są. Ale mi chodziło o to, że wszystkie warunki ateistycznych teorii o których pisałem są spełnione w świecie zwierząt. Ateizm odczłowiecza.

    Ad 5 To spoko

    Ad 6 „Ateiści nie negują miłości oni po prostu wyjaśniają fakt jej powstania, właściwie może nie ateiści, tylko naukowcy.” No właśnie nie. Niech nauka odpowie Ci dlaczego zakochałaś się akurat w tym chłopaku, a setki innych Ci nie pasowało. Dlaczego pierwsza rozmowa ułożyła się tak a nie inaczej, dlaczego potem też się dogadywaliście, dlaczego tak trudno się rozstać. To coś o wiele głębszego niż procesy biologiczne. One są raczej skutkiem niż przyczyną.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ad 7 „Ty po prostu nie rozumiesz, co da się łatwo wywnioskować z Twoim postów. A logiczne jest, że neguje się coś czego nie potrafi się zrozumieć.”
    Tak robią ateiści odnośnie Boga :D Ja Boga nie rozumiem i żaden człowiek nigdy nie zrozumie, a mimo to większość z nas Go nie neguje. Widzę, że trafiłem na eksperta z dziedziny biologii – wbijaj na posty np. historyczne, tam też z chęcią pogadam :)
    „Człowiek poznaje niesamowite wręcz możliwości swojego umysłu, poznaje procesy które jest w stanie wytworzyć jego mózg, tak złożone jakich nigdy nie będzie w stanie wykonać żaden komputer – człowieku! Gdzie tu miejsce na rozpacz?”
    Wierzący też je poznaje. Tylko zaraz pojawia się pytanie: skąd to? dlaczego? dlaczego akurat ludzie, a nie wiewiórki? Bo każdy czuje, że po zdemaskowaniu tych mądrych ateistycznych teorii, zostaje słowo: los, przypadek. Tu jest rozpacz.
    Rozpacz można wyczuć też, czytając Twój komentarz. Hej ateisto, mam prawo tak jak Ty wyrażać swoje poglądy i z tego korzystam. Ale nie zmuszam Ciebie do wiary. Odejdź w pokoju, nie denerwuj się :)

    „Przeraża Cię fakt, że człowiek jest w stanie poznać mechanizmy czegoś czemu przypisywano Boską moc?”
    Pragnę Ci przypomnieć, że nie tylko ateiści mają dostęp do wiedzy i nauki :D Stąd prosty wniosek, że absolutnie nie rozumiesz tego co tu czytasz. Cóż za silne wzburzenie. Skoro wszystko wiesz to skąd ten niepokój?
    Komentujesz wpis, gdzie podałem przykłady naukowców - noblistów, którzy mimo ogromnej wiedzy, większej niż Twoja, wierzyli w Boga. Czytaj ze zrozumieniem proszę.

    „Cała twoja wypowiedź opiera się o to, że jeśli miłość nie jest czymś nie możliwym do określenia”
    Wielu współczesnych filozofów zgodziłoby się ze mną, ale oczywiście Ty wiesz najlepiej :*
    Zupełnie nie zrozumiałaś o co mi chodzi. Ja przyjmuję wszystkie te teorie naukowe, mając na względzie, że jak historia świata długa, tak wypowiedzi naukowców ciągle się zmieniają i zmieniać nie przestaną. Chodziło mi o to, że cała ta biologia i psychika jest skutkiem, a nie przyczyną istnienia miłości w różnych aspektach, nie tylko eros. Sama przyroda nie potrzebuje takiego stanu jak miłość, co świat zwierząt dobitnie potwierdza.
    Wszystko jest darem od Boga, także miłość. Stąd wytłumaczenie jej skutków na poziomie naukowym jest dla mnie oczywiste, tak samo jak np. płacz czy uczucie skrzywdzenia.

    „Boisz się, że jeśli zrozumiesz jej mechanizmy przestanie dla Ciebie być czymś niezwykłym.”
    Podałem we wpisie przykłady naukowców, którzy te mechanizmy rozumieli tysiąc razy lepiej niż Ty i ja, a mimo to wierzyli. Opanuj się i zacznij myśleć zamiast wyłądowywać swoje emocje. Od tego masz znajomych, nie komputer i tego bloga.

    „Bo aby coś miało dla Ciebie sens musi pozostać dla Ciebie niezrozumiałe.”
    Wydaje mi się, że moje ok. 30 wpisów na tym blogu wyraża coś zupełnie innego niż samo „nie rozumiem” :)

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Ra- proponuję rozróżniać miłość od zakochania. Absolutnie muszę się nie zgodzić z tezą postawioną na cytowanym blogu (ostatni akapit), że miłość (ta "późniejsza") i przyzwyczajenie to synonimy. Nie wydaje mi się, aby człowiek po prostu przyzwyczajony do drugiego, był zdolny do dosłownego poświęcenia swego życia ukochanej osobie. Czy przyzwyczajenie, tranwestując "cierpliwe jest, łaskawe jest, nie zazdrości" itd. Myślę, patrząc z perspektywy młodego człowieka, że aby wytrwać z jednym człowiekiem do końca życia potrzeba czegoś więcej niż tylko przyzwyczajenia.

    OdpowiedzUsuń